ARTYKUŁY

16 Lut 2018

Narodziny diamentów 750 km pod powierzchnią

Diament Cullinan – zanim przeszlifowano go na ponad sto różnych brylantów – ważył 3106 ct., a więc na dłoni ciążył świadkom jak dwie pełne puszki Coca-Coli. Wiadomo, że pierwszy poczuł jego masę strażnik południowoafrykańskiej kopalni, nie wiedząc jeszcze, że ma do czynienia nie tylko z okazem największym, ale też wewnętrznie niezwykle czystym. Na tych niecodziennych właściwościach dotychczas poprzestawano, bo pochodzenie i proces powstania najkosztowniejszych ogromnych brył pozostawało dla badaczy tajemnicą. Przełomu dokonano tej zimy, która zakończyła dwuletnie analizy gemmologicznego autorytetu GIA, Carnegie Institution of Science i uniwersytetu w Padwie – odkryto, że największe diamenty uformowały się zupełnie inaczej niż 99 proc. pozostałych, w obszarze, którego dotąd nie poznano – setki kilometrów pod kontynentami. 

 

 

Ostatnie odkrycie poruszyło znacznie szerze środowisko, niż się spodziewano, bo najcenniejsze kamienie dla jubilerów i inwestorów okazały się też nieocenionym materiałem badawczym – długo niedostępnym dla naukowców z uwagi na miażdżące koszty. Jak podaje GIA, dopiero teraz, przy użyciu nieinwazyjnych metod, badacze mogli prześwietlić parametry istotnej grupy brył pokroju Cullinana, docierając do najdrobniejszych inkluzji, w których odbijają się warunki panujące głęboko pod kontynentami. Te drobne zanieczyszczenia – w diamentach i tak uznawanych za jedne z najczystszych – były świadkami niezbadanych geologicznych procesów w ziemskim płaszczu, daleko od sztywnych płyt tektonicznych, od 360 do 750 km pod naszymi stopami. To historia z przeszłości liczonej w miliardach lat, a diamenty stanowią jedyne dowody z tak głębokich obszarów i tak odległych czasów.

 

Zdecydowana większość informacji o planecie została zdobyta poprzez studia nad skałami stosunkowo blisko powierzchni, a więc silnie zmienionymi warunkami, jakie panują w warstwach krańcowych – im bardziej jednak temperatura, ciśnienie i głębokość rosną, tym więcej minerałów ulega rozbiciu, a formowane są nowe, zupełnie nieuchwytne na powierzchni. Ich śladów nie ma wobec tego we większości diamentów, z których prawie wszystkie uwięziły w sobie odrobinę azotu, bo formowały się w najniższych partiach grubej, starej litosfery, czyli na głębokości 150-200 km. Okazy o nietypowo dużej masie nie mają inkluzji, które wskazywałyby na skały litosfery, dlatego też wydobywcy nie są w stanie powiązać ich z żadnym szczególnym obszarem występowania takich minerałów jak pirop czy ilmenit, pomocnych w tropieniu powszechniejszych diamentów.

 

Kluczem do odkrycia pochodzenia brył podobnych do Cullinana były żelazowo-niklowe inkluzje, które w warunkach formowania się kamieni były jeszcze ciekłe – na powierzchni zdążyły się wystudzić i skrystalizować do prawie niespotykanych w środowisku połączeń zawierających m.in. rzadki cohenit, węglik żelaza, niklu i kobaltu, występujący w meteorytach żelaznych. Taki metaliczny stop musiał, zdaniem badaczy, powstać w bardzo głębokich warstwach ziemskiego płaszcza, dlatego że skały położone bliżej powierzchni prawie nigdy nie zawierają zagadkowego metalicznego żelaza. Jak udało się zauważyć, inkluzjom towarzyszyła dodatkowa cienka powłoka niewidzialnego płynnego metanu i wodoru, oddzielająca to mikroskopijne zanieczyszczenie od otaczającego je diamentu. Większość metalicznego żelaza, według dotychczasowych przypuszczeń, miała opaść do jądra ziemi – nikt nie spodziewał się więc, że tak cennym świadkiem fundamentalnych procesów zaszłych we wnętrzu planety okażą się diamenty, docelowe oczka w pierścionkach.

 


fot. Sotheby’s

 

Na wystawie przygotowanej przez Sotheby’s, modelka obraca w smukłych palcach imponująco oszlifowany diament, powstały z 425-karatowej bryły wydobytej przez De Beers w Botswanie. Południowoafrykański przetwórca przygotowywał szlif przez pół rok, w Johannesburgu i Nowym Jorku, żeby osiągnąć niewiele ponad 100 ct. w zaskakującym brylantowym kształcie. Szlif brylantowy – najbadziej poszukiwany na rynku – miał nie być dotychczas zastosowany do kamienia o tak wysokiej masie, dlatego że zwyczajowo wybiera się na przykład szlif szmaragdowy, żeby uniknąć surowcowych strat. Tym razem karaty przemieniono w pył i mniejsze brylanty, nie wiedząc jeszcze, jak dawno i daleko pod biurkami szlifierzy bryły powstawały.

 

 

 


 

Inwestycje w diamenty – jak w praktyce?

Jeśli mówimy o inwestycji w diament bezbarwny, nie trzeba rozważać aż tak ogromnych okazów, ale kamieni poniżej 1 ct. też lepiej nie brać pod uwagę. Próg to raczej 1,5-2 ct., przy czym ważne jest, żeby szukać diamentów o jak najwyższych parametrach czystości i barwy – D, E lub F.

Najrzadsze brylanty w typie IIa – a więc bez domieszek azotu – są coraz droższe, co widać nawet po aukcjach w Christie’s czy Sotheby’s, gdzie do kamienia w tym typie dołączany jest nawet dodatkowy certyfikat. Im mniejsza ilość w obiegu, tym większy popyt, dlatego najniższe kwoty, od jakich możemy inwestować, to około 12-14 tys. USD. 

– Marcin Marcok, ekspert rynku diamentów, Mart-Diamonds 

 


 

 

 

Wspomniany na początku Cullinan pozwolił szlifierzom na uformowanie 105 brylantów, przy czym wszystkie stanowiły niecałe 35 proc. ogromnej początkowej masy. Jeden z powstałych – Cullinan II, inaczej Druga Gwiazda Afryki – zdobi obecnie brytyjską koronę państwową.

 

 

 

 

fot. Lucara Diamond

 

 

 

wiera

Alternatywne.pl

Alternatywne.pl

Zapraszamy do newslettera!

Bądź na bieżąco z najważniejszymi wydarzeniami z rynku, analizami trendów i kalendarzem najciekawszych aukcji.

Serwis Alternatywne.pl zobowiązuje się nie udostępniać danych użytkowników.