ARTYKUŁY

04 Lut 2018

Drożeją diamenty niebieskie – z klątwą czy bez

Inwestycyjne diamenty w wydaniu innym niż bezbarwne powszechnie prawie z niczym się nie kojarzą. Kiedy wiekowa już dłoń Rose z „Titanica” wydobywa ukradkiem z kieszeni jakiś klejnot, na cienkiej skórze jej dłoni nikt nie upatruje od razu brylantu, mimo że zmyślony na potrzeby filmu Le Cœur de la Mer pojawia się jako wątek fabularny. Sercowaty kamień, który zatraca się ostatecznie w toni, miał należeć do Ludwika XVI – i właśnie tym śladem można dotrzeć do jego prawdziwego odpowiednika, który sprowadzi temat do rzeczywistych inwestycji w diamenty kolorowe.

Podobnie jak w przypadku kamieni bezbarwnych, kondycję rynku diamentów kolorowych można śledzić przyglądając się indeksom. Według jednego ze wskaźników FCRF – Fancy Color Research Foundation – ceny niebieskich wzrosły w trzecim kwartale 4,7 proc. r/r i niecałe pół procent względem poprzednich trzech miesięcy. Niebieskie, żółte i różowe, zebrane razem, w obu horyzontach potaniały 0,2 proc., przy czym stawki mierzone są dla transakcji w Hongkongu, Tel Awiwie i Nowym Jorku. Pozostałym odcieniom poszło więc gorzej, co tłumaczy się przeważnie tym, że wydobycie niebieskich w 2017 i poprzednim roku było rekordowo niskie. Z czarnych dolin mazi i skał nie udało się uzyskać aż tylu okazów majestatycznych jak w „Titanicu”?

Mniej filmowy, tylko prawdziwy obraz rynku niebieskich diamentów to przede wszystkim szarawe i mocno nieregularne grudki, które w zdumiewająco sensacyjnych rozmiarach pojawiają się na blatach wydobywców bardzo okazjonalnie. Spośród wszystkich diamentów kolorowych, niebieskie – szczególnie te o wyższym nasyceniu barwy – są najrzadsze, co w naturalny sposób znajduje odzwierciedlenie w cenie. Zazwyczaj jako przyczynę zabarwienia bryłki podaje się domieszki boru, jednak te o odcieniu zielonkawym mogły być owocem działania promieniowania, a takie bardziej szarawe i wpadające w fiolet – styczności z wodorem. W związku z tym, że dokładne klasyfikowanie niebieskich diamentów w zależności od nieznacznych domieszek odcieni innych barw jest procesem bardzo skomplikowanym, zwykle nie podejmują się go jubilerzy za rogiem, tylko instytucje zatrudniające fachowców. Zanim natomiast odpowiednio opisany i wyceniony brylant trafi do producenta biżuterii, opracować muszą go szlifierzy – a to w przypadku diamentów niebieskich stanowi wyjątkowe wyzwanie.

Jak podaje GIA, Amerykański Instytut Gemmologiczny, bryłki są zazwyczaj asymetryczne, a w przypadku niebieskiej barwy spotyka się też nierównomierne rozłożenie koloru, dlatego chcąc utracić jak najmniej masy, szlifierzy muszą przygotować optymalną strategię. W „Titanicu”, biżuteryjny bohater również przejść miał skomplikowane szlifierskie działania, zwłaszcza po francuskiej rewolucji, która natychmiast kieruje myśli w kierunku innego, istniejącego już brylantu – przeklętego Hope.

Pierwsze niebieskie diamenty odnalezione zostały w Indiach, skąd handlujący kamieniami szlachetnymi Jean-Baptiste Tavernier przywiózł je na Zachód w XVII w. Jeden z nich, okaz ogromnych rozmiarów, sprzedał Ludwikowi XVI, który zlecił przeszlifowanie i umieszczenie go w królewskiej koronie – tej samej, którą w 1792 r. zrabowano, żeby wyłupić kamień i, dla niepoznaki, nadać mu nowy kształt. Jak potwierdza GIA, eksperci dotarli do wczesnych źródeł, mówiących że to właśnie z królewskiego diamentu powstał ostatecznie osławiony diament Hope, ubezpieczony obecnie na 250 mln USD. W 1830 r. kupił go kolekcjoner Phillip Henry Hope, a po licznych transakcjach z udziałem książąt, sułtana, Pierre’a Cartiera i Harrego Winstona trafił do muzeum – z reputacją klejnotu tajemniczego i przynoszącego nieszczęścia, z dużą dbałością pielęgnowaną przez sztab marketingowców.

 

 

 

wiera

Write a Reply or Comment

Alternatywne.pl

Alternatywne.pl

Zapraszamy do newslettera!

Bądź na bieżąco z najważniejszymi wydarzeniami z rynku, analizami trendów i kalendarzem najciekawszych aukcji.

Serwis Alternatywne.pl zobowiązuje się nie udostępniać danych użytkowników.