ARTYKUŁY

06 Lut 2018

Najdroższa rzeźba roku zawraca głowę

Constantin Brancusi – czytamy w tabeli najdrożej wylicytowanych dzieł 2017 r. i mamy wrażenie, że to jakiś iskrzący się ironią zwrot, w którym rynek sztuki odwija się światu za trudne dzieciństwo. Uproszczona prawie do granic głowa rumuńskiego autora osiągnęła stawkę niemal 57,4 mln USD, o ponad 20 mln USD przebijając górną granicę estymacji – mimo że jeszcze kilkadziesiąt lat temu to właśnie Brancusi był bohaterem ponurej, choć owocnej dyskusji, czy jego praca to w ogóle dzieło sztuki.

 

Jajo ma zarysowane usta i gładko zaczesane prążki włosów, połyskującą wypukłość nosa, nisko upięty kok i łagodnie zaznaczone powieki głęboko śpiących oczu. „Tą formą mógłbym wstrząsnąć wszechświatem”, otworzył się Brancusi, dumny z tygodniami polerowanego i dopracowywanego owalu – kosmicznie uniwersalnego jaja – stanowiącego, według krytyków, metaforę mitycznego początku życia i świata. Do odbiorcy wykazującego umiarkowaną czułość na podobne symbole, jajo może nie przemawiać w ten sposób od razu, jednak trzeba zwrócić uwagę, że oprócz „narodzin istnienia” niesie w sobie jeszcze niezwykle trudny do oddania spokój. Lekko rozchylone usta, nie zaciśnięte, tylko zamknięte powieki, gładkie, rozluźnione czoło, wskazują, że to nie żaden portret, tylko ponadczasowe studium snu, stanu harmonii jak z figury łagodnie uśmiechniętego Buddy. Jak łatwo zauważyć, prawdziwość takiego uśpienia bywała już przez artystów osiągana, ale nie można przy tym nie dodać, że zwykle efekt uzyskiwany był tradycyjnymi formalnymi środkami – a nie paroma zagłębieniami, wcinającymi się wąską linią w nieziemsko czysty owal.

Mocno odrealnione przedstawienie śpiącej muzy w latach 1909-1910 powstało w świetliście białym marmurze, natomiast wystawiony na efektowną licytację odlew wykonany został do 1913 r., jako jeden z sześciu, z których każdy istotnie się różnił od poprzedniego. Brancusi nie zlecał opracowania brązu żadnemu zewnętrznemu warsztatowi, tylko polerował albo przydawał patyny nierzeczywistym głowom własnoręcznie, czasami przez kilka tygodni, a nawet miesięcy. Oprócz ledwo zauważalnych różnic w rozmiarach czy stopniu asymetrii odlewów, samo pierwsze wrażenie nie pozwoliłoby więc uszeregować ich w jednorodną serię – przykładowy brąz z Centrum Pompidou ma powierzchnię połyskującą jak lustro, podczas gdy te z muzeów w Nowym Jorku czy Chicago łączą w sobie efektowność płatków złota i głębię czarnej patyny, która – wdzierając się w rowki włosów – tworzy na łagodnym jaju ostrzejszą grę faktur.

 

Znając czas powstania obiektu, nie można tych wszystkich lśniących i chropowatych głów nie odnieść do sposobu myślenia, jaki w pierwszym i drugim dziesięcioleciu ubiegłego wieku wyznaczali kubiści. Na lata, w których Brancusi dochodził do idealnie uniwersalnej formy „początku świata”, przypada w końcu najgwałtowniejszy rozwój sztuki rozbitej na kanciaste, geometryczne klocki – obiektów przedstawionych z kilku punktów widzenia jednocześnie, które utorowały trudną drogę całkowicie oderwanej od rzeczywistości abstrakcji. Osadzając zaspaną głowę w ten kontekst, zauważymy więc, jak bardzo się wyróżnia oszczędnym, osobistym językiem artysty – podejściem jednocześnie przełomowym i całkowicie poza dominującym trendem. Jak zresztą pokazuje późniejsza historia dzieł artysty, Brancusi potrafił się od obowiązującego kanonu oderwać nawet szybciej i wyżej, niż zamierzał.

 

Dynamicznie, jak wzbijają się w powietrze ptaki – tak skończyła ze skostniałym regulaminem rzeźba z połowy lat 20., której przynależność do kategorii sztuki musiał w końcu potwierdzić sądowy wykrok. Kilka lat po opracowaniu pogrążonego we śnie jaja, tworzący głównie w Paryżu Brancusi skoncentrował się na esencji szybowania ptaka – esencji, a więc pewnym skrócie myślowym, który bez uciekania się do konwencjonalnych środków, miał zamknąć w sobie grację ptasiego lotu, wigor, lekkość i piękno wznoszenia się w kierunku obłoków. Powstałą w 1926 r. pracę „Ptak w przestrzeni” (na zdj.) artysta miał zamiar zaprezentować w Nowym Jorku, w Brummer Gallery, prowadzonej przez Marcela Duchampa, czyli kolejną ikonę. Mimo że prawo pozwalało dziełom sztuki przekraczać granicę Stanów Zjednoczonych bezcłowo, służby odmówiły tej ulgi połyskującemu ptakowi, otwierając chyba najgłośniejszy w dziejach spór o to, co decyduje o uznawaniu przedmiotu za dzieło sztuki. Zgodnie z przepisami, odlew czy rzeźba miały stanowić jakąś imitację natury, przede wszystkim figury ludzkiej – a w związku z tym, że tytułowy ptak mógłby równie dobrze być reprezentacją pioruna, pióra czy źdźbła, została na niego nałożona opłata wwozowa wysokości 40 proc. wartości. Sąd, do którego artysta skierował sprawę, pytał później cenionych krytyków: co takiego obiekt ma w sobie, że uwierzył pan, że to ptak – aż Frank Crowninshieled, dziennikarz który rozwinął „Vanity Fair”, odpowiedział mu i teoretycznie zakończył erę wątpliwości. Mówił, że rzeźba sugeruje jakieś dążenie, lot, wigor i wdzięk, a także prędkość, siłę i piękno możliwości, dokładnie tak jak ptak, dlatego sam tytuł nie musi być aż tak wymowny, bo nie jest tak istotny. Decyzją sądu „Ptak w przestrzeni” został uznany za dzieło, a definicja ujęta w przepisach za relikt – nie wprowadzono tylko ogólnego zakazu zaciskania ust za każdym razem, kiedy głowę rozsadza mądrość kalibru „skoro to ptak, to zrobiłbym takiego samego w domu”.

 

 

“Bird in Space”

fot. Christie’s, MoMA

wiera

Write a Reply or Comment

Alternatywne.pl

Alternatywne.pl

Zapraszamy do newslettera!

Bądź na bieżąco z najważniejszymi wydarzeniami z rynku, analizami trendów i kalendarzem najciekawszych aukcji.

Serwis Alternatywne.pl zobowiązuje się nie udostępniać danych użytkowników.