Monety średniowieczne i ich cieniste sekrety – aukcja w WCN
Inwestowanie w monety średniowiecza potrafi przynosić rozkrzykiwany zwrot, ale przede wszystkim przenosi w czasie – zupełnie inaczej niż kino, w którym w chłodzie kamiennych posadzek przewija się zestaw zadbanych, amerykańskich twarzy wypowiadających kwieciste zdania. Średniowiecze było szorstkie i przygasłe, a rolę wszystkich dzisiejszych mediów pełniły w nim właśnie numizmaty. Wśród monet wystawionych na sobotnią aukcję Warszawskiego Centrum Numizmatycznego są nawet takie, których tajemnice wyszły z mroku niedawno, pokazując dobitnie, jak niewiele wiadomo o narodzinach państwa.
Aukcja nr 70e, Warszawskie Centrum Numizmatyczne, sobota 21 kwietnia 2018 r.
Okno na średniowiecze
Od monet średniowiecznych lepiej opisane są nawet te antyczne, bo z okresu starożytności posiadamy zdecydowanie więcej dokumentów materialnych. Po upadku Cesarstwa Rzymskiego kultura istotnie cofała się, dlatego trudno pytać nawet o najstarsze dokumenty dotyczące Polski – dysponujemy stosunkowo płytkimi zapisami, jak kronika Thietmara czy późniejsza Galla Anonima. Numizmatyka jest pod tym względem wyjątkowa, bo takich zabytków materialnych, na których coś jest zilustrowane i opisane, jest bardzo mało. Ceramika czy zachowane resztki zbroi pozostały, ale niosą niewiele wiadomości, a monety owszem – komentuje Ryszard Kondrat w Warszawskiego Centrum Numizmatycznego.
Denary typu princes polonie – awersy poz. 191 i 192.
191 – stan zachowania: III+, cena wywoławcza: 20 000 zł
192 – stan zachowania: III, cena wywoławcza: 12 000 zł
Trzecia noga pawia
Dobrym przykładem na to, jak zmienia się nauka, jest wskazany przez eksperta denar z czasów Bolesława Chrobrego (powyżej). Przedstawiony na nim ptak w XIX wieku interpretowany miał być jako orzeł, natomiast przez wiele lat próbowano to obalić i obecnie przyjmuje się jednak, że to paw. Zazwyczaj służył jako pośmiertny element ikonograficzny, a jego symbolika odnosiła się do śmierci władczyni, chociaż w tym przypadku takie tłumaczenie nie jest właściwe. Jak wskazuje specjalista WCN, w tym przypadku warto zwrócić uwagę również na ptaka z drugiego egzemplarza katalogu, bo – wbrew ewidentnym różnicom – został wybity tym samym stemplem.
Wykonanie stempla, nawet tak prymitywnego, w tamtych czasach – a więc tysiąc lat temu – stanowiło duży wysiłek intelektualny i fizyczny. Stemple niszczyły się po pewnej ilości uderzeń, ale szanowano je i poddawano renowacji – a, jak się okazało, po takim właśnie zabiegu ptak wyszedł nie o dwóch, a o trzech łapach. Pozwoliły to wykazać dopiero dzisiejsze techniki badawcze, polegające na nakładaniu na siebie zdjęć poszczególnych monet – tłumaczy Ryszard Kondrat.
Denary z lat ok. 1013-1025 – awersy poz. 195 i 196.
195 – stan zachowania: III+, cena wywoławcza: 20 000 zł
196 – stan zachowania: III+, cena wywoławcza: 20 000 zł
Mieszko pierwszy, ale drugi
Taka sama sytuacja dotyczy, zdaniem eksperta, kapliczki i krzyża wybitych na awersie i rewersie denara z lat ok. 1013-1025. W drugiej odmianie dodano pałąki nad dachem, a końcówki krzyża wzbogacono o elementy poprzeczne – a ile mogło ocaleć monet obu rodzajów?
Przenieśmy się w tamte czasy – stemplem można było wybić kilka tysięcy monet, a po renowacji nie więcej, ale dzisiaj jednych czy drugich zachowało się po kilkadziesiąt sztuk. Ponieważ mowa o pieniądzu kruszcowym, monety ulegały przede wszystkim przetopieniu, żeby mogły służyć innemu władcy w zasadzie jako jedyny kanał komunikacji. Kiedy nie było telewizora ani gazet, emisja monet pozostawała jedynym środkiem, dzięki któremu ludzie podlegający jurysdykcji jakiegoś władcy w ogóle o tym wiedzieli. Nie było nawet edyktów pisanych, a nawet gdyby były, to nikt nie czytał – komentuje Ryszard Kondrat.
Mimo że denar z kapliczką wydawał się dobrze znany ze względu na ciągłe przebywanie w naszych portfelach, dopiero od niedawana oficjalnie przyznano, że drukowana obecnie dziesięciozłotówka zawiera pewną nieścisłość. Zamysł polegał na przedstawieniu na banknocie pierwszego władcy i najwcześniejszej monety, tymczasem nowa publikacja prof. Stanisława Suchodolskiego wyjaśnia, jak doszło do pomyłki i dlaczego przedstawiony numizmat pochodzi z późniejszego okresu. Do podobnych komplikacji dochodzić miało, gdy w niewielkich odstępach czasu panowali władcy noszący to samo imię – jak dwóch Mieszków w Polsce, trzech cesarzy Ottonów, siedmiu książąt Henryków w Bawarii czy czterech Bolesławów w Czechach.
Jak wiadomo, istnieją dwie serie najdawniejszych monet polskich. Jedna nosi imię „Bolizlaus” (lub podobne), które jest identyfikowane z Bolesławem Chrobrym (922-1025). Druga zawiera imię Misico, które – jak wiemy – może oznaczać bądź Mieszka I (ok. 960-992), bądź jego wnuka – Mieszka II (1025-1034). Za pierwszą ewentualnością, jak wiemy, opowiedzieli się dawniej badacze polscy, za drugą zaś badacze czescy – pisze prof. Stanisław Suchodolski w publikacji, wyjawiając, dlaczego pierwsi tym razem nie mieli racji.
denar książęcy 1070-1076 r., stan zachowania: II, cena wywoławcza: 1 600 zł
Średniowieczna układanka
Czasy X czy XI wieku były na naszych obszarach tak zdominowane przez religię chrześcijańską, że ta wkraczała skutecznie w obszar państwowości. Z czasem jednak na monetach zaczęły się pojawiać silnie uproszczone, ale królewskie portrety, czego przykładem jest numizmat z Bolesławem Śmiałym jadącym na koniu. Awers jest prawie nieczytelny, a głowa króla w zaniku z uwagi na duże wypukłości reliefu. Co ciekawe w średniowieczu, czasami cały rysunek zobaczymy dopiero po złożeniu pięciu czy dziesięciu monet, bo każdy element widoczny jest na innym egzemplarzu. W tym przypadku stempel był na tyle wypukły, że jak materiał przesunął się na sylwetkę konia, nie starczyło go na głowę – komentuje Ryszard Kondrat, dla kontrastu wskazując parę monet z antyku, lśniących na początku katalogu.
Siliqua 367-378 r., Trewir; stan zachowania: II-, cena wywoławcza: 480 zł
Monety starożytne wyglądają nieporównywanie efektowniej w stosunku do średniowiecznych, ale nie dlatego, że lepiej się zachowały – zdaniem eksperta, egzemplarze z czasów pierwszych polskich władców również bywają zachowane w dobrym stanie, a fakt, że są nieczytelne, wynika z tego, jak prymitywne było mennictwo w tym okresie i na tym obszarze. Patrząc na draperie spięte na ramieniu cesarza z IV wieku i na zakrzywioną głowę wystającą prosto z sylwetki konia Bolesława Śmiałego, widzimy zderzenie – rozwiniętej cywilizacji i powrotu do przeszłości, późniejszego o siedem wieków.
Kliknij w okładkę, żeby otworzyć katalog
Monety średniowieczne szeroko opisuje autorytet dziedziny, prof. Stanisław Suchodolski w nowej publikacji „Moneta polska i obca w średniowieczu”, która jest wyborem prac poświęconych różnym tematom.
fot. Warszawskie Centrum Numizmatyczne
Inwestowanie w monety opisujemy tutaj.