CZYTAJ W MINUTĘ: Cztery ekscesy Wojciecha Kossaka
Jak wyglądałby nobliwy polski salon, gdyby najpierw Juliusz, później Wojciech, a na końcu Jerzy nie zajęli się w ogóle malarstwem? Z pewnością inaczej, dlatego czas przejrzeć przez płótno z ułanem i koniem aż na drugą stronę i trafić w gęstą atmosferę, w której artyści z muzeów chcieli naprzemian ocalać i odbierać sobie nawzajem życie. Z „Klanu Kossaków” Marka Sołtysika dowiemy się, kogo na muszce miał Wojciech, a kogo opłakiwał Styka.
Bitwa o Kościuszkę
Kulisy powstawania osławionej „Panoramy Racławickiej” okazują się być znacznie mniej spokojne niż jej piaskowy koloryt suchych traw i mlecznych obłoków. Bywało, że artyści uciekali przed wzajemnym gniewem, potykając się o palety i rusztowania w żywym sporze, kto co namalował. Między Wojciechem Kossakiem i Janem Styką stanąć miał m.in. Tadeusz Kościuszko, co Marek Sołtysik przytacza z listu, który pierwszy wysłał do swojej żony z Wiednia 1893 r.:
Styka, odstąpiwszy mi Kościuszkę, był tak przybity, taki okropnie smutny i tak stracił całą energię, że dla dobra sprawy, przetrzymawszy go przez cały dzień, zwróciłem mu Kościuszkę, obiecując go posadzić i narysować konia. Rozpłakał się biedak i zaczął mnie w kawiarni tak ściskać, że Niemcy ze zdumnieniem się oglądali.
Odstąpił czy jednak postawił na swoim?
W „Panoramie” więc przez prawie czterdzieści lat Kościuszko Styki siedział na koniu Kossaka, aż w latach trzydziestych XX wieku Kossak, konserwując kolosa, postawił na swoim i Kościuszkę gruntownie przemalował, co w latach pięćdziesiątych rentgen potwierdził, a sprawę przypieczętowały wzięte dla porównania fotograficzne reprodukcje z epoki”
– komentuje Marek Sołtysik.
Strzał do Fałata
Panoramy malowało się całymi miskami farb, opatrzonymi kartkami z napisami „śnieg w cieniu”, „niebo”, „most”, „horyzont” – relacjonowała młoda malarka Pia Górka, opisując prace nad „Berezyną” – kolejnym zadaniem, które tym razem Kossak podjął razem z Julianem Fałatem. Kilka kartek dalej, „Klan Kossaków” przytacza kolejny zapisek batalisty, z którego dowiadujemy się, do czego doprowadziła ich wspólna relacja.
Przed godziną w Ursynowie strzelałem do niego [do Juliana Fałata], chybiłem (czego nie żałuję), a on nie chciał do mnie strzelać, tylko stał, jakby żądając śmierci. Ponieważ jeszcze dwa razy mogłem strzelać i on także, poprosiłem Olesia [sekundanta], żeby go zapytał, czy i nadal nie chce się bronić.
– Nie! – odpowiedział. Na co ja rzuciłem pistolet o ziemię…
„Tygodnik Polski” odnotował dwie dziury w powietrzu, a Wojciech Kossak – nie podawszy koledze ręki – odjechał z sekundantami karetą.
Kwasy ze Skoczylasem
Bliżej początku książki autor opisuje pracownię Kossaka na ostatnim piętrze stołecznego hotelu Bristol, w której pozował mu nawet Ignacy Mościcki, przy czym i prezydent, i malarz byli w garniturach.
Stamtąd Wojciech 11 kwietnia 1934 roku będzie obserwował marny i w złą pogodę wypadający pogrzeb szefa Instytutu Propagandy Sztuki, zmarłego w sile wieku Władysława Skoczylasa, tęgiego drzeworytnika, który był chyba dziwnym człowiekiem, bo robił wszystko, żeby nazwisko Wojciecha znikło z mapy kulturalnej Europy.
Jak czytamy dalej, niechęć Skoczylasa do Kossaka była o tyle mniej zrozumiała, że drugi zdołał być może ocalić pierwszemu życie, kiedy w czasie pierwszej wojny światowej z trudem zamienił jego bezwarunkowy przydział na front na nieporównywalnie mniej ryzykowną służbę.
A może drzeworytnik, już w wolnej Polsce, znudzony łaskami, uznaniem i zaszczytnymi funkcjami, po prostu nie lubił tego darowanego mu życia…?
– snuje Marek Sołtysik.
Mocne używki
Ulubione papierosy Wojciecha – gauloisy, rzadziej fajka. A alkohol?
Kraków do dziś dudni o tym, ile to Kossak potrafił wypić, ale tu chodziłoby raczej o Jerzego… Jedną z ulubionych używek Wojciecha była, już wspomniana, bardzo mocna herbata, pita z szafirowej szklanki.
Więcej o bohaterach rynku sztuki przeczytasz tutaj.
fot. i fragm. Marek Sołtysik „Klan Kossaków” – kliknij w okładkę, żeby przejść do wydawnictwa.