Akademia Pana Kleksa – wstęp od 5 tys. zł
Pierwsze chwile pana Kleksa wyjdą na światło dzienne i wyjawią, że nigdy nie był dzieckiem…
Po tych słowach pan Kleks stał się znów o połowę mniejszy. Był wielkości śliwki, a potem – potem już tylko wielkości orzecha laskowego. I nagle zaszła rzecz najmniej oczekiwana. Przedmiot wielkości orzecha laskowego przestał być panem Kleksem, a stał się guzikiem. Po prostu zwyczajnym guzikiem, który połyskiwał bladoróżową powierzchnią.
Narodziny pana Kleksa – takiego, który sprężyście zahaczył się szpiczastymi kończynami w każdej głowie – przypadły na koniec lat 60., kiedy wszystkie wirujące sceny wykreślał na kartonie Jan Marcin Szancer, zaprzyjaźniony z Brzechwą ilustrator. Pierwowzory opracowane zostały malarsko co do fioletowych zagłębień na fraku barwy mlecznej czekolady, aż do rangi samodzielnych dzieł, które następnie powielano z takim uporem, że zasilono prawie każdą półkę, z której mała dłoń ściągała „Akademię Pana Kleksa”. Dziesiątki wznowień zdążyły zmartwić wspomnianym pomniejszeniem do skali guzika kilka pokoleń – dlatego można przypuszczać, że ceny wywoławcze na poziomie 1-6 tys. zł nie są wygórowane.
Od najniższego pułapu będzie można licytować wielobarwne projekty kostiumów, od 3,6 tys. zł przełomową scenę, w której Czerwony Kapturek przegląda się w łakomych oczach wilka, od 5 tys. zł rozwianą brodę pana Kleksa, a od 6 tys. zł m.in. projekt okładki tomiku „Brzechwa dzieciom” z lisem Witalisem na pierwszym planie, łypiącym cwaniacko na kaczkę-dziwaczkę.
Przez okładkę katalogu (poniżej) przejeżdża natomiast pociąg z pudełek od zapałek zamiast wagonów, napędzany czajnikiem w roli lokomotywy – ilustracja do „Snu o siedmiu szklankach”, zarysowana cienką czarną kreską, w którą żywo wplątały się soczyste czerwienie, morskie błękity i ocieplone brązem, kraciaste spodnie pana Kleksa. Sen z pociągiem zagościł w głowie Adasia Niezgódki, który wspiął się w nim po drabinie na gmach Akademii – lewą dłonią podtrzymując tacę pełną szklanek – żeby rozprawić się z niepogodą targającą pociągiem.
Najpierw zebrałem z wierzchu cały deszcz i wlałem go do pierwszej szklanki. Następnie zeskrobałem pokrywający chmurę śnieg i wsypałem do drugiej szklanki. Do trzeciej szklanki wrzuciłem grad, do czwartej – grzmot, do piątej – błyskawicę, do szóstej – wiatr.
Aukcja unikatowych ilustracji przeprowadzona zostanie w Sopockim Domu Aukcyjnym,
24 lutego od godz. 17.
Jan Marcin Szancer, Sen o siedmiu szklankach, Akademia pana Kleksa, ok. 1968 r. Cena wywoławcza: 5 000 zł
akwarela, gwasz, piórko / karton, 38 × 25 cm
Jan Marcin Szancer, Alojzy niszczy sekrety pana Kleksa, ok. 1968 r. Cena wywoławcza: 5 000 zł
gwasz, piórko / karton, 37,5 × 25 cm
Pan Kleks od zawsze pełnoletni – ilustrując przygody spod pióra Jana Brzechwy, Szancer przydał charyzmatycznej postaci pana Kleksa silnie wyszczuplone ciało Franciszka Fiszera, bawiącego z bujną brodą w przedwojennym kabarecie.
Jan Marcin Szancer, Czerwony kapturek, przed 1973 r. Cena wywoławcza: 3 600 zł
akwarela, gwasz, piórko / karton, 37,5 × 25 cm
Rysunek piórkiem? Początkowo piórko rzeczywiście było gęsie – takim na przykład pochyleni przy świecach ilustratorzy średniowiecza kreślili swoje drobiazgowe miniatury. Od lat 30. XIX wprowadzono stalówki, pozwalające na płynną, czasem lekko zadartą kreskę, jak w rysunkach Picassa czy ilustracjach do “Pana Kleksa”.
Jan Marcin Szancer, Projekt kostiumu, 1967 r. Cena wywoławcza: 1000 zł
akwarela, ołówek / karton, 32,4 × 23 cm
fot. Sopocki Dom Aukcyjny
fr. Jan Brzechwa, „Akademia Pana Kleksa”